Sunday, November 8, 2020

czaszka

 

Na obrazach jest czaszka. Prawdziwa. Ktoś ją kiedyś wyjął z grobu. Nie znam okoliczności jak trafiła do pewnego malarza. Gdy umarł, jego żona postanowiła podarować ją Instytutowi, w którym pracuje. Zostałem zobowiązany żeby tę czaszkę odebrać. Starsza pani przekazała ją w plastikowym, czarnym worku na śmieci. Nie chciałem wtedy zajrzeć do środka. Wymacałem tylko piszczele i poczułem, że góra czaski jest osobna od reszty. Przyniosłem ją tak jak otrzymałem i zapomniałem o tym fakcie bo nie było to miłe doświadczenie.

Po latach znalazłem ją w pracowni rzeźby. Dostała gustowną gablotkę. Stała na półce wysoko. Szyby dedykowanego dla niej szklanego pudełka, były mocno zakurzone. Zdjąłem ją i sfotografowałem. Chciałem zrobić obrazy z czaszką pozbawioną górnej części, przedstawiającą kość głowy w formie otwartej puszki z wieczkiem. Miała to być opowieść o braku, utraconych złudzeniach, rzeczach których nigdy nie dostałem, a zawsze chciałem.

Rozpocząłem pracę w pierwszych dniach izolacji. Przyjeżdżałem do mojej pracowni jakbym się zakradał, robił coś nielegalnego. Ciągle myłem ręce, przemywałem wszystko spirytusem. Byłem w strachu, że zachoruję. Miałem poczucie winy, że zostawiam dom, dzieci, żonę. Uciekałem od szaleństwa czwórki ludzi zamkniętych w 65 metrach. I nagle się uspokajałem. Wracałem zrelaksowany, mam nadzieję łatwiejszy do życia. Nie myślałem już, że przez swojego zachcianki mogę kogoś zarazić i będzie nieszczęście.

Czaszek przybywało. Zamykałem oczy, otwierałem i była kolejna. Zaglądałem do grobu. Malowałem resztki trupa. Pozostałości czyjegoś życia. Resztką, która już nie przeraża. Czaszka była mną. Śladem bliskich których już nie spotkam. Konstrukcją na której można się oprzeć, wypełnić.


No comments:

Post a Comment